środa, 28 kwietnia 2010

,,Night of the Living Jews''





A ja widziałem ,,Night of the Living Jews'' reż. Oliver Noble 2008.http://www.imdb.com/title/tt1408304/
20-sto minutowa, czarno-biała parodia ,,Nocy...'' Romero i ,,Evil Dead''.  Banda starozakonnych zombies pod wodzą rogatego rabina oblega chatkę z amerykańską rodzinką, ucięte pejsy popierdalają, jak dłoń z ,,Evil Dead 2'' i atakują samodzielnie, trzeba zabić ukochaną świnię córeczki i przerobić ją na hamburgery z bekonem - idealną wunderwaffe na żywych starszych w wierze. To jest film amatorski, ale świetnie zrobiony, czarno białe foty kapitalne, dużo kadrów stylizowanych na pierwszego Romero, zombiaki groteskowe w zamyśle, a nie z nieporadności, pogromca zombich jeżdzi takim traktorkiem-kosiarką, jak dziadek u Lyncha i nazywa się Leibowitz, jak ucinają czarnej świni łeb, to na podłogę leci biały i to wyrażnie z innego kompletu, a końcowe napisy idą na rozwijanej torze. I jeszcze super kozacka muza, jakby John Zorn zrobił soundtrack do Bolka i Lolka. Do tego reżyser nazywa się Oliver Szlachet. Był taki szmoncesowy kierownik produkcji w kinie polskim w 50 i 60- tych, Hłasko o nim pisał anegdotycznie, Henryk mu zdaje się było . Jak na 20 minut, to nieżle.










wtorek, 27 kwietnia 2010

czarna dziura

Simply
Faktycznie wysypalo sie truposzczakow wiele ale moze to kwestia przesilenia wiosennego a moze kwestia zwyklego przypadku mam nadzieje, ze w przyszlosci pojawi sie na blogu cos bardziej zywego, choc znajac Ciebie i siebie temat bedzie powracal.
Co do czarnych liter na szarym tle - czasem edycja jest poza moja kontrola ale postaram sie poprawic.
A przed zasnieciem polecam cos krotkiego...



Telewizja a sprawa zombie

 Dead Set 2008                http://www.imdb.com/title/tt1285482/






Serial  telewizyjny/ satyra spoleczna

Fabula.  Zamieszki w calej Anglii jednak  odciety od rzeczywistosci dom Wielkiego Brata ma tylko jedno zmarwienie – czas antenowy. Poczas nocy ewikcyjnej  dom wielkiego brata  zostaje  zaatakowany przez zombie . Koniec z udawanymi zadaniami rality show czas na cos  naprawde realnego. Mieszkancy domu musza stawic czola nowemu rodzajowi fanow.
Typ zombie- niezbyt rozgarniete ale za to potrafiace bardzo szybko biegac
Ciekawe zombie – Political correctness do przesady czyli zombie na wozku inwalidzkim. Klakiel ktory nie potrafi wydostac sie z basenu, byc moze cierpi na hydrofobie
Przyczyna infekcji – nieznana
Sposob zarazania – ugryzienie
Ekipa-  Kelly – dziewczyna od „przynies, wynies, pozamiataj” w domu Wielkiego Brata. Mieszkancy domu – jacy sa to wszyscy, ktorzy choc raz widzieli ten program, moga sie domyslic, Skurwysynski producent, Riq – chlopak Kelly – probuje dostac sie z Londynu do domu WB aby ocalic swoja ukochana.
Ciekawostka- Charlie Brooker rezyser filmu jest znanym  w Anglii komikiem i satyrykiem. W swoim Screen Wipe – zajmuje sie znajdywaniem nonsensow w mediach (sposobie podawania wiadomosci, tematyce wiadomosci) . Ostatnio zdradzil prasie ze pracuje nad  nowym projektem telewizyjnego serialu.

                               Jak na nisko budzetowy serial rzecz godna polecenia, serial gdzies pomiedzy Shaun of the dead i 28 Dni Pozniej, satyra na Wielkiego Brata gdzie od fanow programu do zombie bardzo niedaleko. Sytuacja pretekstem do znalezienia tego co z nas wszystkich wylazi kiedy jestesmy w sytuacji kryzysowej podlana solidna iloscia juchy. Podczas ogladania zastanawialem sie czy pojawi sie bron palna, wszak w Angli produkt nie tak latwy do zdobycia, a najlepsze w tym gatunku  z narzedzi do pozbywania sie problemu. Bron sie pojawila choc tylko na chwile, mysle ze jesli mam byc zaatalkowany przez klakieli to chcialbym zeby to sie stalo w miejscu gdzie bron palana jest pod reka, bez niej  -podwyzszona poprzeczka trudnosci.
mar



O miłości i o śmierci

Tego tytułu nie może w tym zestawie zabraknąć..

Zmieszać razem zombie movie, komedię romantyczną, kino absurdu, wzruszającą opowieść o przyjażni, samotności i ,,miłości z tych szalonych, a niemożliwych'', barokowe przeestetyzowanie, satyrę społeczną i tak to wszystko zorkiestrować, by idealnie zabrzmiało w tutti? Raczej niewykonalne. A jednak takie cudo powstało. Wszak nie nad Potomakiem ani nad Tamizą, a nad Tybrem. Film zwie się ,,Dellamorte Dellamore'' aka ,,Cemetary Man'' i datuje się na r.1994, kiedy to włoskie kino grozy zakończyło już żywot. Reżyser Michaele Soavi, uprzednio długoletni asystent  m. in.Daria Argento i Lucio Fulciego, opowiada historię Francesco Dellamorte, kierownika malowniczego, zabytkowego cmentarza. Wraz ze swym zinfantylniałym asystentem prowadzi rutynowe czynności, na które składa się ewidencja nekropolii, obsługa interesantów w pełnym asortymencie, jak i rozwalanie łbów żywym nieboszczykom, które non stop wyłażą z grobów. W okolicy cieszy się opinią mizantropa, impotenta i odludka, czym zdaje się nie przejmować. Aż pewnego dnia, podczas pogrzebu doświadcza tego, co Mario Puzo w ,,Ojcu Chrzestnym'' nazywa Sycylijskim Piorunem. Widząc Ją pośród żałobników zakochuje się bez pamięci od pierwszego wejrzenia. Przy czym zaręczam, że  dziwić mu się nie sposób. I wtedy się zaczyna... 
              Świadomie na tym zakończę, nie chcąc nikogo katować spoilerami. Każdy powinien sam to obejrzeć, tak ekstrawagancki, szalony i inteligentnie zabawny film trafia się raz na wiele lat. Główną rolę graRupert Everett, aktor gej, a jego wybrankę Anna Falchi - bella di tutti belli bez dwóch zdań. 

poniedziałek, 26 kwietnia 2010

Faktycznie wysyp

No to nam się blog tematyczny zrobił. Tak Ci się zdechlaki spodobały? Niech więc będzie...Tylko błagam, nie wrzucaj czarnych liter na szare tło, bo można ocipieć!
Tych dwóch ostatnich filmów, o których napisałeś nie znam. Zatem krótko w kwestii ,,Day of the Dead'' A.D. 2008 : Mimo zbieżności tytułów NIE JEST to remake filmu Romero z 85. Zupełnie inna fabuła, łączy je w zasadzie tylko ogólny, militarny sztafaż. I może częściowo obecność zombiaka poczciwego. U Romero był to Bub-hodowlaczek, którego poznajemy już jako zombi, tj. nie dowiadujemy się niczego o jego ludzkiej przeszłości. U Steve Minera żołnierz wegetarianin po zzombifikowaniu , nadal jest wegetarianinem. Pomysł, jak pomysł, trochę śmieszny , tyleż oryginalny, co kompletnie durny, jak niejeden wcielony oksymoron.
http://www.imdb.com/title/tt0495747/

Ale w tym gatunku wszystkie chwyty dozwolone, o czym przekonałem się przed chwilą po obejrzeniu ,,Quick and Undead',/ który napisał, wyreżyserował i wyprodukował niejaki Gerald Nott w 2006 jako swój debiut. Tam bohater ugryziony przez zombie przeżył bez szwanku, bo kiedyś przechodził wieczną ospę , a to uodparnia. Pragnę niniejszym przestrzec każdego przed tym zombie-westernem. Bezdenna chujnia, mówiąc bez zbędnej kurtuazji. Nie podpada toto pod kategorię filmów nieudanych, kalekich i żenujących, które się świetnie ogląda. Każdy ciekawszy pomysł jest tu momentalnie puszczony i zaniechany, a wszystkie ,,tak zwane międzyczasy'' przeciągnięte ile się da - nie ma to nic wspólnego z budowaniem nastroju, chyba że nastroju nudy. Wyzute z humoru, rozlazłe, niechlujne (niski budżet nie ma tu nic do rzeczy), niekonsekwentne, skopany finał. Autentycznie miałem wrażenie, jakby koleś z całego serca chciał zrobić film kompletnie do dupy, co jak każde silne pragnienie zaowocowało spełnieniem. I tyle. Uczciwa recenzja tego czegoś powinna być ekwiwalentem odstrzelenia łba i przyklepania łopatą.

Simply

niedziela, 25 kwietnia 2010

Wysyp Zywych Trupow





Czesc 3


Zombies Of Mass Destruction  (2009) 


 
Komedia a raczej Zomedia z podtekstem politycznym

Fabula: Male, sielankowe miasteczko Port Gamble zostaje zaatakowane przez klakieli.  Nie-zarazeni probuja przetrwac  horror w oczekiwaniu na pomoc z zewnatrz .
Typ zombi- dosc sprawne bestie te przynajniej ktore takie rowniez byly przed infenkcja.
Ciekawe zombie- rowniez dzieci zombi zostaja rozwalane w podobny sposob jak  starsze osobniki.
Przyczyna infekcji - Podejrzenie o atak islamskich ekstremistow ale tak naprawde to liberalne konsumpcyjne spoleczenstwo, telerancyjne dla planowania rodziny i zwiazkow  homoseksualnych
Sposob zarazania- tradycyjnie przez ugryzienie, pierwszy klakiel zostaje znaleziony na plazy – ma dziwnie zlociste oczka
.
Ekipa – i tu robi sie ciekawie.... Frida Abbas – iransko –amerykanski podlotek spedza swoje wolne od uniwersytetu upalajac sie i probujac odnalezc swoja wlasna tozsamosc w cieniu swojego ciezko pracujacego, we wlasnej kafejce, ojca
Tom i Lance przybywaja na wyspe aby Tom mogl wyznac matce ze jest geyem. Nie wszystkie matki reaguja na takie wyznanie zamienieniem sie w niezgrabne zombie
Joe – amerykanin wierzacy ze jesli sami nie zaopiekujemy sie soba to rzad na pewno tego nie zrobi. Pod wplywem programu telewizyjnego o islamskich ekstremistach nabiera podejzania co do Fridy (Irak – Iran wsio ryba) i przeprowadza karykature przesluchania (odspiewanie amerykanskiego hymnu, smakowanie wieprzowiny, gwozdz w stope) podczas gdy jego zona zamienia sie w zombie i rozrywa na strzepy jego syna. Spotka go za to kara. Swietnie zagrana rola  ; )



Burmistrz Burton- bedacy w trakcie wyborczego obchodu mieszkancow zostaje ugryziony przed staruszke jednak wie dobrze ze jako osoba prawa i walczaca z wszelkim pedalstwem i wrogami nienarodzonych nie zapadnie na ta nowa chorobe. Poglad podzielany przez duchownego Haggisa. Haggins przyjmuje zdazenia jako czas apokalisy i oczyszcznie grzesznych mieszkancow wyspy, zgodznie z ta mysla postanawia oduczyc Toma  I lanca homoseksualizmu przy pomocy maszyny ktora karze zastrzykiem otepiajacym za jakikolwiek znak podzniecenia na widok homoerotycznego filmu ( warto to zobaczyc)
Cala otoczka z klakielami sluzy tylko za pretekst do wycigniecia ukrytych cech charakterow mieszkancow niby to sielankowego amerykanskiego miasteczka roku 2003 i nastrojow ogolno amerykanskich w tym czasie .  I jucha leje sie strumieniami.


 

 

 

 

 

 


 

Wysyp Zywych Trupow

czesc 2


Apocalypse of the dead (2009)  aka Zone of the dead    http://www.imdb.com/title/tt1191971/

Fabula- Agenci INTERPOLu maja dowiesc do Belgradu tajemieczego wieznia a nastepnie eskortowac go do Londynu. Po drodze natrafiaja na obszar katastrofy ekologicznej. Razem musza stawic czolo hordom zombie.
 
Typ zombie- Wiekszosc z nich porusza sie w klasyczny oszolomiony klakielowski sposob aczkowiek niektore osobniki sa bardzo szybkie i sprawne fizycznie
Ciekawe zombie –    nie w tym  niestety
Przyczyna infekcji  - nie do konca jasno okreslona, byc moze wyciek broni chemicznej
Sposob zarazania – poczatkowo w wyniku zatrucia gazami potem wystarczy ugryzienie.
Ekipa- Mloda ambitna pani Agent podczas pierwszej misji. Dwojka starych agentow zmeczonych swoja praca, jedne z nich dreczony duchmi przyszlosci powiazanymi z tragicznym wypadkiem mlodej zony, i ladujacy w siebie garsciami psychotropy. Tajemniczy wiezien ktory byl rowniez swiadkiem wybuchu podobnej infekcji w Czarnobylu (teraz wiemy co sie stalo naprawde – wybuch reaktora byl tylko przykrywka), nie tylko posiada urode jak  wampir ale rownie sprawnie posluguje sie mieczem  w walce z klakielami. Trojka nastolakow- chlopaczyna z zapedami reporterskimi ale niestety gubi kamere, skapo ubrana laska pod wplywem grzybkow (nie wychodzi to na zdrowie), i nazwijmy ja naiwna laska.  Staruszek bibliotekarz . Nawiedzony zolnierz, ktory na dlugo wczesniej byl opetany mysla zblizajacej sie apokalipsy, przez co dobrze przygotowany na taka ewentualnosc  (nawet swiry maja swoje miejsce i przydatnosc w przyrodzie)
Ciekawostka- Film serbski z amerykanskimi aktorami w glownych rolach

Wszystko zgrzyta w tym filmie. Poczynajac od zdjec, poprzez fabule i nudne dialogi az do kiepsko brzmiacego jezyka angielskiego, ktory o dziwo nawet u anglojezycznych aktorow brzmi jakby czytany byl z kartki. Tak jakby rezyser nie bardzo wiedzial w jaka strone pociagnac film, czy robi film sensacyjny o tajemnieczym wiezniu i agentach z problemami, czy film o zywych trupach z posmakiem teorii konspiracyjnej, czy typowa strzelanke. Dla zatwardzialych milosnikow gatunku.

CDN...
mar

sobota, 24 kwietnia 2010

Wysyp Zywych Trupow

 (fot. Patrycja Maron)

 Sloneczko swieci a ja jakos nie czuje sie najlepiej. Szklane oczy  i dziwny kaszel tak ze kto wie czy nie bedziesz musial sie zjawic u mnie i dotrzymac zlozonej obietnicy,  o ile wulkan pozwoli, bo kto by sie tam chcial tluc po europejskich bezdrozach. Wieczorami tluke klakiele na iphonowskiej aplikacji i  zeby zasnac pod powiekami licze klakiele. Mam nadzieje ze wkrotce pojawie sie na nowo w krainie zywych a jak na razie podziele sie zbieranymi  okazami, bo wysp prosze Pana.


  

Fabula:  Male miasteczko w Kolorado zostaje zaatakowane przez zombie.   Grupka nie-zainfekowanych probuje uciec przed zagrozeniem
Typ zombie-  Bardzo szybkie o cechach dzikiego zwierzecia , potrafi  poruszac sie po suficie  i strzelac z broni (na slepo) , zdolne do zachowania cech charakteru zainfekowanego, lubi zdzierac twarz z ofiary.
Ciekawe zombie- Zakochany glownej bohaterce  zolnierz zamieniony w zombie nie atakuje innych ludzi i ratuje tylek ukochanej przed ziomkami.  Caly romans nie konczy sie najlepiej – dla zombie. Ponoc byl wegetarianinem.

Przyczyna infekcji:  Wojskowe badania naukowe i wirus ktory wyrwal sie spod kontroli
Sposob zarazania:  Poczatkowo ludzie maja grypopodobne symptomy, nastepnie krew z nosa i nastepuje przemiana. W miare rozwoju filmu wystarczy ugryzienie.
Ekipa- Pani zolnierz, dzielna cora i siostra, czarny zolnierz ( coby political correctnes stalo sie zadosc), zakochany zombie, pozbawiony skrupulow naukowiec, podstarzaly hippis -radiowiec, dwojka nastolatkow
Ciekawostka  (przynajmniej dla mnie) – film krecony w duzej mierze w Bulgarii w studiu Bujana – ktore moim zdaniem jest fantastycznym studiem a Bulgarskie jedzenie nalezy do jednych  ze smaczniejszych jakich jadlem.
Aktorka odgrywajaca glowna role znana jest nam dobrze z platkow roz w  American Bueaty
Day of the dead –( 2008) bazowany  jest na orginale pana Romero, moze pokusisz sie o porownanie?
mar

Cdn

piątek, 9 kwietnia 2010

George Romero a political correctness

Kontynuujac temat...





             Najsensowniejszą postacią spośród bohaterów ,,Night of the Living Dead'' jest Murzyn. To pełen inicjatywy człowiek czynu, który robi, co może, by jakoś skonsolidować całe to rozmamłane tałatajstwo. W każdym razie, gdyby nie on, film skończyłby się po jakichś 15 minutach. W 1968 r. był to zupełny ewenement,  wysyp czarnych supermanów nastąpi dopiero za kilka lat wraz z kinem blacksploitation. Jemu jedynie uda się przeżyć noc.,by rankiem zostać zastrzelonym przez bandę rednecków, którzy wzięli go za zombie. Widz odarty zostawał z ostatniej resztki nadzieii otrzymując w zamian uczucie , jakiego doświadczył przy scenie, gdy podobny redneck walił z shotguna do Petera Fondy w finale ,,Easy Ridera''. Krótko mówiąc,  na tamten moment taka scena wymagała nie lada odwagi, otwarte pokazywanie bezinteresownej przemocy wobec czarnoskórych absolutnie nie wchodziło w grę. Pozytywni czarni bohaterowie występują też w dwóch kolejnych filmach, czyli jeszcze przed nastaniem dyktatu politycznej poprawności. 

                 Obecnie, gdy political correctness zdradza coraz częściej objawy groteskowego wynaturzenia, pan Romero postanowił jednak być correct. Co jest wymagane? Wciskanie kolorowych wszędzie, gdzie tylko ich jeszcze nie ma bez względu, czy się nadają lub pasują, a najlepiej wbrew temu. Wtedy jest dobrze. W ,,Survival of the Dead'' Murzyni w ogóle nie występują...prawie. Jest tam scena, gdy główni bohaterowie-żołnierze idą w nocy przez las i napotykają grupę uzbrojonych rednecków grzejących się przy ognisku. Oczywiście, jak to w romerowskiej tradycji,  spotkanie kończy się zmasowaną strzelaniną, ale wcześniej widzimy dość osobliwy obrazek, który jest kompletnie bez sensu. Nieopodal ogniska sterczy rząd powbijanych w ziemię palików, a na każdym tkwi odcięta głowa Murzyna - zombie. I te wszystkie głowy żyją, mrugają i poruszają żuchwami, a nie mają prawa. Wiadomo od zawsze, że tylko dekapitacja, lub strzał w głowę może zombiaka uśmiercić i jest to żelazna reguła we wszystkich zombie-movies Romero zwariował na stare lata?
               Bynajmniej, tylko zdecydował się być politycznie poprawny. W filmie czarnych nie przewidziano, a przecież być muszą, należało więc zgodnie z regułami p.p. wpierdolić ich na siłę, najlepiej między wódkę a zakąskę, Niech funkcjonują w formie żywego absurdu wbrew ustalonej konwencji gatunku, niewiarygodni, z dupy wyjęci, ale to nic! Mają być, to  niech będą. Takiego łacha z funkcjonowania political correctness w praktyce chyba jeszcze nikt nie udarł. Mr Romero, zamawiamy trzecią trylogię, chwalić Pana i przeładowywać!
Simply

czwartek, 8 kwietnia 2010

George Romero - Death is not the end




100 lat panie Jurku!

                    I tak należy trzymać, proszę państwa! 
George Romero nie zasypia gruchy w popiele i serwuje nam fantastyczną niespodziankę w postaci szóstej odsłony cyklu o Żywych Nieboszczykach. Bez dwóch zdań najlepszej z trylogii nr 2. ,,Survival...", to film człowieka młodego duchem, kto by pomyślał, że przecież w tym roku stuknie mu siedemdziesiątka. Gore, dowcip, suspense i atrakcyjna fabuła zmieszane zostały ręką doświadczonego aptekarza, który bezbłędnie dobiera proporcje bez korzystania z miarki innej, niż wypracowana intuicja. Ten świeży, ożywczy ton cieszy tym bardziej, gdyż Romero będąc uznanym klasykiem nie musi czuć się zobligowanym po raz kolejny się sprawdzać, czy cokolwiek udowadniać. Czym sobie na to zapracował?  
                    Po jego ,,Nocy Żywych Trupów'' z 1968 nie tylko horror, ale i kino w ogóle, nie były już takie same. Pospołu z ,,Easy Riderem'' z tego samego roku i innymi filmami chłopaków ze stajni Rogera Cormana odpalił  prawdziwe zielone światło dla kina niezależnego. Dał odczuć niepowtarzalną frajdę emanującą z chropawych i siermiężnych czarno-białych kadrów, jakie można uzyskać li tylko kręcąc w kowbojskich warunkach za psie pieniądze. Zburzył wszelkie poziomy identyfikacji na linii widz-bohater, manipulując punktami widzenia filmowych postaci, w efekcie alienując oglądającego, jak nikt przed nim (czytaj: bardziej, niż Hitchcock w ,,Psychozie'' po scenie pod prysznicem ). Tym ostatnim posunął się o wiele dalej, niż faktyczny protoplasta zombie-art, Richard Matheson, autor minipowieści ,,Jestem Legendą'', i to Romero raczej należy uznać za twórcę kanonu nowego podgatunku horroru. 
                   Interesuje nas tu zombie jako rozpadający się, przegniły, agresywny, acz spowolniony miękki  kląkiel w liczbie mnogiej, zatem wcześniejszych dzieł typu ,,Wędrowałam z Zombie'' Jacquesa Tournera z 1943 czy ,,Plaga Zombich'' Johna Gillinga z 1965 nie bierzmy pod uwagę. W pierwszym zombiak to gładziutki somnambulik, w drugim niby wyłażą z grobów i są trochę nieświeże, ale film Gillinga tak potwornie się zestarzał, że już nawet za bardzo nie śmieszy. W każdym razie formuła Romero zaowocowała taką lawiną kontynuacji i naśladownictw, że gdyby ucharakteryzować wszystkich ich autorów ( z Tadeuszem Kantorem łącznie, choć pewnie była to zwykła koincydencja pomysłów ), można by było nakręcić film z większym rozmachem, niż ,,Świt Żywych Trupów''. Tymże sequelem swego debiutu, zrobionym ze sporym budżetem przy producenckiej współpracy z Dario Argento w 1979 r., Romero odnosi gigantyczny sukces kasowy i artystyczny. Wielu krytyków i fanów ze Stephenem Kingiem na czele uważa ,,Świt...'' za najlepszy Zombie-flick wszechczasów. Czego tu nie ma?! Na wejściu mamy coś, co stanowi nie tyle krytykę mediów, co zanegowanie jakiejkolwiek  płaszczyzny dla czegokolwiek. Jakieś towarzystwo ogląda telewizję, skąd nadchodzą alarmujące wieści, że zombiszczaki opanowały niemal cały glob. Nagle włażą do studia i ludziska widzą na ekranie, jak zaczynają oprawiać prezenterów. Obraz gaśnie, a wiara nie wie, czy to jakieś jaja w stylu Orsona Wellesa, czy ki chuj? Postaw się w ich położeniu. Ale za moment sprawa się wyjaśnia, kląkielstwo wdziera się do mieszkania i zabiera się za rozszarpywanie telewidzów. Nie ma komunikatu, nie ma odbiorcy - koniec. Wszystkie dotychczasowe priorytety biorą w łeb, jedyne, co pozostało, to przetrwanie, które jest niczym innym, jak maksymalnym przedłużeniem czasu od ,,teraz'' do chwili, gdy staniesz się zombim. Innych pewniaków nie ma. Grupka ocalałych trafia do opuszczonego hipermarketu, gdzie brać wybierać, wszystko na wyciągnięcie ręki. Za chwilę zjawiają się watahy zombich a potem banda harleyowców. I ironiczny ton, nieobecny w części pierwszej. W pierwotnej wersji ,,Świtu..." znalazła się scena , gdzie startujący helikopter masakruje śmigłami stado zombich, usunięta przy montażu. Coś podobnego mamy w ,,Planet of Terror'' i ,,28 weeks later'' , ale to pan Jurek był pierwszy i to sporo wcześniej. Trzecia część cyklu, nie tak wystawny i mocno niedoceniony ,,Dzień Żywych Trupów '' z 1985 (z powodu ograniczonego budżetu Romero zmuszony był znacznie zredukować scenariusz) nobilituje klasyczny model horroru-sci-fi rodem z lat 50-tych.  Akcja rozgrywa się w katakumbach ( na powierzchnię to już w ogóle nie ma po co wychodzić ) gdzie złapane okazy zombich trzymane są w celach naukowych. Program nadzoruje wojsko. Mamy też  prawdziwe novum w postaci zombie z ludzką twarzą - smutnego acz sympatycznego osobnika imieniem Bub. Łagodnie  traktowany przez pracującego nad nim profesora, zaczyna ujawniać zaczątki inteligencji, jak i stopniowy zanik agresji. To pierwsze znajdzie  ujście, gdy profesor zostanie (jebać spoilery) z zimną krwią zamordowany przez dowódcę żołnierzy. Bub weżmie do łapy pistolet i będzie wiedział, jak go użyć, by pomścić swego dobroczyńcę. Film mimo raczej poważnego tonu ma zabawne momenty antycypujące póżnięjszą o 8 lat ,,Martwicę Mózgu'', akcja przebiega nieśpiesznie, za to finał, gdy zombie wdzierają się do katakumb stanowi autentyczne pandemonium. Tu Tom Savini pokazuje i objaśnia, kto jest Championem Efektów Specjalnych Wagi Ciężkiej, takich pięknych flaczorów i posoki chyba nikt wtedy nie preparaował. No, może  Rob Bottin (,, The Thing''). ,,Day of the Dead'' to mój prywatny faworyt. Tu także pojawia się kwestia stosunku ludzi do zombiaków, tj. zabijać je czy hodować? , do której Romero nawiąże polemicznie w ,,Survivalu...'' zmieniając punkt widzenia na tę kwestie o 180 stopni.
           We wszystkich tych filmach uderza jedno. Grupa ocalałych ludzi jest zawsze mocno zantagonizowana i nawet wspólne niebezpieczeństwo, jakim są zombie nie jest w stanie ich zintegrować. Zabarykadowani w willi rozbitkowie z ,, Nocy...'' nie potrafią ustalić wspólnego planu działania. Forsują wykluczające się rozwiązania bardziej, żeby postawić na swoim, niż znależć to najsensowniejsze, co okaże się brzemienne w skutkach. W ,,Świcie...'' z chwilą pojawienia się harleyowców od razu dochodzi do wymiany ognia między nimi a głównymi bohaterami. To, że setki zombich atakują w tym samym czasie obie strony bynajmniej siły tego ognia nie zmniejsza.  W ,,Dniu..'' konflikt między żołnierzami, a naukowcami narasta z każdą chwilą, by skończyć się totalną masakrą, a z zombiakami każda ze stron walczy wyłącznie na własną rękę. W ,,Ziemi Żywych Trupów'' w scenerii przypominającej Manhattan z ,,Ucieczki z N.Y.'' każdy napierdala się z każdym, zombie zdają się być nie najpoważniejszym z zagrożeń. ,,Kronik Żywych Trupów'' nie widziałem, to nie wiem. ,,Survival...'' -  spór między dwoma rodami prowadzony  jest konsekwentnie, aż wszyscy przedstawiciele obydwóch zasilą szeregi Wędrujących Umrzyków. 
             Co nam George Romero pragnie przez to przekazać? Że własną nienawiść kochamy bardziej, niż własne życie? Że tak na prawdę wcale nie mamy zamiaru przetrwać? Wolę nie ciągnąć tego toku rozumowania dalej.


Simply











niedziela, 4 kwietnia 2010

Co by Simply zrobił gdybyś się zzombił?

Co bym zrobił? A co byś Ty wolał?
Najprościej, to wziąć nogi za pas , niech się inni martwią. Zartuję, zdekapitowałbym Cię bez wahania, wiesz, że Cię lubię. Bo trzymać takiego na łańcuchu, to dość złożony problem logistyczny. Musiałbym regularnie dostarczać Ci paszy, tj. żywej świeżyzny. A to nie takie proste, z tą regularnością mogło by być bardzo różnie. I nie mam na myśli psów, czy innych kotów. Stałbym się przeto kimś takim, jak Ty, ba, gorszym, bo świadomym.  Karmę bym sobie do reszty spierdolił... Noo, chyba żebyś był jedynym zombie na planecie. To możliwe, zawsze ktoś jest tym pierwszym, ale... nic nie trwa tak krótko, jak samotna egzystencja  pierwszego zombiaka.  Jeden cios sztychówką, albo siekierą dla Twego wiecznego spokoju ( i mego doczesnego) i już jesteś w niebie i możesz spokojnie zombifikować zastępy anielskie,  pośród czarownych, celestialnych manowców . Obyś jednak nie trafił do Kusego, Co Się Z Niemiecka Nosi, wtedy miałbyś przejebane na wieki. Podwójny łańcuch, sagan z lepikiem , a na spacerniaku kolesie z tofu do konsumpcji.
Tak, że popraw się.

''In Dubious Battle''

W kwestii książki Johna Steinbecka z ''Colina'': Przyznaję, że nie zwróciłem uwagi. Ty podałeś  tytuł ,,Wrong battle'', czy coś w tym stylu. Nic mi to nie mówiło, wrzuciłem w Google i wyskoczyło - patrz powyżej. Podaję za wiki angielską : ,, W niepewnym starciu'' ( tak sobie to przetranslejtowałem ), powieść Steinbecka z 1936 r. , tytuł jest cytatem z ,,Raju utraconego'' Miltona. Rzecz traktuje o strajku tragarzy owoców w Kalifornii sterowanym przez komunistycznych agitatorów. Jest to powieść bardziej obiektywna niż ,,Grona gniewu'', mimo lewicowych sympatii Steinbeck skupia się na laboratoryjnej obserwacji bezwolnej masy strajkujących, wykorzystywanych zarówno przez kapitalistów, jak i kręcących własne lody agitatorów.  Pojawia się tam postać lekarza bardzo krytycznie nastawionego do obu stron, który jednak decyduje się pozostać w zaimprowizowanym na odludziu obozie strajkujących i nieść im pomoc. Albowiem cały ten obóz to jeden wielki burdel i chaos, nikt nie zadbał o podstawowe warunki sanitarne nie mówiąc o medycznych. Doktor działa zatem z pobudek ponadideowych, czysto ludzkich, zapewne uosabiać ma stanowisko aurora. Kliniczne ujęcie pozbawionego inicjatywy tłumu może mieć jakieś przełożenie na wizerunek zombich w walking dead movie, pewnie o to chodziło. Okładka książki też jest dość wymowna w tym kontekście. Zresztą sam sobie przeczytaj, albo sięgnij po książkę.

Quo vadis Zombie?

Trzeba przyznać, że ten podgatunek horroru ma się świetnie, jest nieprzerwanie modny i złakniony przez rzesze fanów. Odkąd człowiek z Pittsburga za pieniądze częściowo pożyczone a częściowo zarobiona na reklamówkach proszku Kalgon do usuwania osadu z pralek automatycznych zrobił ultrapartyzancką ,,Night of the living dead'', pokraczny pochód trwa niepowstrzymanie. Wszyscy się do niego przyłączymy. Mała uwaga a propos ,,Colina'' ; film nawiązuje  do twórczości Romero nie tylko w temacie zombie. Tytuł będący imieniem bohatera ,,zainfekowanego'', z którego optyki widzimy świat przedstawiony,  do czego nas to odwołuje? Oczywiście ,,Martin'' z 1977, film nie tak znany , jakby na to zasługiwał, ale... i tu hydraulicznie podnosi się wywrotka z superlatywami. Martin był wampirem a film Romero o nim, wstrząsająca alegoria wyobcowania,  pozostaje arcyoryginalnym złamaniem wampirycznej formuły, już wtedy do cna wyeksploatowanej. Niestety, pozostał ,,Martin'' dziełem odosobnionym, jeden Abel Ferrara podążył wyznaczonym tropem w ,, Addiction'' by posłużyć się motywem wampirycznym, jako metaforą opętania. I ,,Colin '' też obrał podobny kierunek, lecz ciężko te filmy porównywać, jak zresztą postaci zombiaka i wampira.  Tu wymagana była otwarta forma, mniej narracyjna. ,,Colin'' to film z dzikością w sercu, balansujący na granicy kina eksperymentalnego. Przy tym obdarzony swoistym humorem. Koleś zagrał, że buty spadają, według jakich kryteriów buduje się taką rolę,? Przecież nie tylko według podpatrzonych gestów z obejrzanych zombie-movies. Tak pracują najwięksi, trzeba w jednej chwili mieć konwencję gatunku w małym palcu i JEDNOCZEŚNIE o niej zapomnieć. 
                


A ja?
Jakby co, mnie też nie przykuwaj do kaloryfera.

piątek, 2 kwietnia 2010

Co zrobisz kiedy naprawde zostane zywym trupem?





 Albo o tym czy mozna sie czegos nauczyc  ogladajac filmy o zombie ?

O Colinie uslyszalem jako o jednym  z tych filmow zrobionych domowymi sposobami, filmie zrobionym za 45 funtow przy pomocy przyjaciol,  zatem nic dziwnego ze podszlem  do niego z duza rezerwa. Brytyjska telewizja sniadaniowa byla glownie pod wrazeniem tego wlasnie aspektu, nie wspominajac o niczym innym.  Dopiero Twoja namowa spowodowala ze do nie go zajzalem i to musze sie przyznac ze mialem dwa podejscia, wiesz przeciez ze nie jestem milosnikiem gatunku  ..... no ale nie zaluje.
Colin to poetycka i czula opowiesc o jednym dniu z zycia i kilku z niezycia glownego bohatera  Colina.  Londyn zostaje opanowany plaga zombies , ulice wyludnione z poruszajacymi sie bezwiedznie grupami to zombie, to tych jeszcze nie zarazonych, ktorzy albo zabijaja zombie albo bronia sie przed nimi albo tez wykorzystuja ich  w jakis pokretny sposob. Jednym z kluczowym aspektow filmu jest  relacja bohatera z siostra, to ona broni go przed zlodziejami i tymi ktorzy probuja go zabic i to ona probuje odnalezc w trupie resztek zywego Colina. Cuz moze byc bardziej ludzkiego jak nie chec bycia z najblizszymi najduzej jak tylko jest to mozliwe nawet wetedy kiedy logika mowi inaczej a nadzieja jest w swoim najwatlejszym stadium... Wiele tu niby oderwanych watkow pobocznych. Scena w ktorej zombie atakuja mieszkancow typowo angielskiego  domu momentami przypomina zdjecia z jakiejs imprezy, no ale nie konczy sie jak typowa impreza (przynajnmniej nie wszystkie).  Watek kolesia ktory wpycha dziewczyne do piwnicy, w ktorej jak sie okazuje sa  zombie , pozbawione oczu i okaleczone, i bojace sie swojego oprawcy.  Watek z bojowka zywych rozprawiajacych sie z grupa zombi a nastepnie zamgajaca sie z konsekwencjami ataku, czyli tego ze kilku z nich zostalo pogryzionych, czyli zarazonych. Elementem laczacym te sceny jest Colin ktory jest swiadkiem i uczestnikiem tych  wszystkich wydarzen. W calym tym mroku  pojawia sie nawet secena ktora mnie osobisci rozbawila. Dlugie ujecie  w ktorym Colin wykonuje swoj zombie krok , idac bez celu i ledwo trzymajacy sie na nogach a tu nagle ktos przebiega w stroju do joggingu w przeciwnym kierunku i biedny Colin nawet nie zdazyl wyciagnac reki.
              Duzo tych swietnych scen, duzo swietnych zdjec , zabawa z odbiciami to w tosterze, to w kranie, to schizowe zdjecia szklanych sloi, zdjecia pustych ulic i blokowisk i  do tego fantastycznie zrealizowany dzwiek ktory podkresla atmosfere filmu i wydobywa detale. Film wymagajacy samozaparcia na poltorej godziny ale i warty tego, chocby z „dziennikarskiego obowiazku” .
              Powtarzajac za plakatem „ to jeden z najbardziej wzruszajacych filmow o rozkladajacym sie korpusie jaki kiedykolwiek zobaczysz” tylko ze caly ten mroczny patos , wspolczucie dla zywych trupow jakos ciezko mi wisi na zoladku i akurat podejscie z przymrozeniem oka  znacznie bardziej pasuje mi w tym gatunku. Ciekawe co nowego wymysli Mark Price rezyser, scenarzysta, operator I producent Colina kiedy bedzie mial dostep do wiekszej ilosci gotowki niz tylko 45£.

Aaaaa mam pyatanie co z calym filmem moze miec wspolnego ksiazka Johna Steinbecka „The wrong batlle” – pokazywana w jednej z pierwszych scen filmu?
************************************************************





                Znacznie bardziej  ucieszylem sie kiedy trafilem na najnowszy film pana Romero – „Survival of the dead”(2009). Ten film rowniez zawiera w sobie pytanie postawione w tytule tego posta  i rowniez jest filmem o truposzczakach ( no ba! Romero). A jak juz mowilem nie jestem milosnikiem tego gatunku  i nie widzialem jego wczesniejszych, podobno kultowych, filmowow jednak z przyjemnoscia powiecilem czas na zobecznie lzejszego podejscia do gatunku.
Tym razem przenosimy sie do Kanady  gdzie znow panosza sie truposzczaki, jedynym miejscem pozbawionych ich obecnosci miala byc wyspa polozona na polnocnym wybrzezu. Tam tez wybiera sie grupa bylych zolniezy, zmeczonych juz walka z  wrogiem ktory i tak jest juz martwy i koniecznoscia dobijania swoich wlasnych towarzyszy. Okazuje sie jednak, ze wyspa nie jest wymarzonym rajem a jest miejscem konfliktu zupelnie jak z „Samych swoich”. Plum Island od wiekow zamieszkana byla przez dwa klany Muldoons i  O'Flynns, niegdys   ramie w ramie  stawiajace czola zewnetrzym zagrozeniom .  Jednak glowy rodow staly sie  swoimi zagorzalymi wrogami. Podzielilo ich  podejscie do truposzczakow Jeden z nich wiedziony chlubna idea postanowil ze bliskich trzeba trzymac przy sobie nawet wtedy kiedy nie pachna juz za ladnie , truposzczaki nie sa zbyt rozgarniete i mozna trzymac ich tymi sammymi metodami jak chowa  sie zwierzeta domowe -  kawalek lancucha , mocny slupek i po krzyku i moze kiedys naucza sie jesc cos innego niz innych ludzi. Drugi z nich chcial zaraze stlumic w zarodku i zabijac tym razem na cacy wszystkich ktorzy juz raz umarli aby nie mogli zarazac wiecj. W takie to miejsce laduja nasi bohaterowie. I nie bede zdradzal zakoncznia. Bo film naprawde warto zobaczyc. Tak wciaz duzo tu zywych trupow i przypuszczam ze kolesie od wymyslania sposobow na zabijania truposzczakow mieli pelne rece roboty i ubaw po pachy a i najnowsze techniki komputerowe pozwalaja na popuszczenie wodzy fantazji. Ten film w sposob znacznie bardziej doslowny zadanie postawione przezemnie w tytule pytanie , a jaka daje odpowiedz to dowiesz sie kiedy zobaczysz film. To co mnie wciagnelo w ten film to dobra obsada aktorska, ciekawe z przymruzeniem oka charaktery, nowe jak dla mnie podejscie do zombie ( ponoc bardzo sprzeczne z hard corem gatunku - chociazby zombie jako jezdziec) i wlasnie ten ognisty konflikt pomiedzy dwoma irlandczykami. Film nie daje sie nudzic i przy odrobinie dystansu mozna sie przy nim niezle bawic ,  niemalze tak dobrze jak przy innym filmie o truposzczakach ktory nalezy do moich ulubionych czyli Shaunie of Dead. I ta ostatnia scena na tle ogromnego ksiezyca - ech




Shaun of Dead jest bardzo angielskim i bardzo lekkim podejsciem do tematu.  To komedia . Glowny bohater to 30 letni slaker ,ktory ma kiepska praca, rzucila go dziwczyna i wiekszosc czasu spedza albo grajac w gry przed ekranem telewizora  (razem ze swoim przyjacielem) albo w pubie Winchester, ktory ostatecznie staje sie jego twierdza i ostoja. Londyn czasem wydaje sie bardzo latargicznym miejscem, tysiace ludzi przemieszczajacy sie z miejsca na miejsce ,utkwionych w nie-wymarzonych pracach , w ktorych spedzaja wieksza czasc swego przytomnego zycia. Czesto ludzie ci sprawiaja wrazenie pograzonych w polsnie , sprawiaja  wrazenie zombie (sam czasem sie tak czuje). Shaun of dead bierze ta metafora doslownie. Ktoregos dnia Lodyn zostaje opanowany przez zombie i nasz bohater musi sobie z tym jakos poradzic ratujac swoj honor (przychodzi taki czas w  zyciu mezczyzny kiedy musi zrobic cos ze swoim zyciem) i swoja (byla) dziewczyne . Glowny bohater grany przez  Simmona Pegea znany jest juz z wczesniejszego serialu  Spaced (polecam)  , ktorego „Shaun  of „ zdaje sie byc kontunuacja. W obsadzie filmu pojawia sie wielu znanych komikow ktorych znam z takich seriali jak na przyklad The Black Book czy Wings – wszystkie godne polecenia. Zatem cala truposzowska historia skapana jest w dyskretnych niciach powiazan z wczesniejszymi, wspolczesnymi czy pozniejszymi doskonalymi serialalmi komediowymi i angielskim humorze najwyzszych lotow. Film goraco polecam !!!!!!.


              We wszystkich wspomnianych filmach bohaterowie staja przed pytaniem- co zrobic kiedy ktos z twoich bliskich staje sie zombi,podejmuja takie a nie inne decycje  i placa za to taka a nie inna cene ( nie moglem juz byc bardziej ogolny) . To co jest wspolne dla nich wszystkich  to,  to ze wszystkie te filmy widza  zombie jako bylych ludzi  i  reprezentuja podejscie, ze rzecza nieludzka byloby o tym zapominac.  Siostra Colina probuje odnalezc w nim czlowieka pokazujac mu zdjecie  i trzymajac w domu, w ktorym mieszkal. Shaun trzyma swojego zombie przyjaciela w komorce w ogrodku, z dostepem do joistika i komputera, zwsze moga razem pograc.

 A Ty  co zrobisz kiedy zamienie sie w zombi – przykujesz lancuchem do kaloryfera i pozwolisz siedziec godzinami  (jak zazwyczaj) przed komputerem czy tez rozwalisz mi leb najszybciej jak to mozliwe?