niedziela, 10 stycznia 2010

The White Ribbon




Czesc

W wyniku Twojego milczenia postanowilem pogonic troche z lista filmow dekady. Wiem, ze jeszcze nie udaleo Ci sie obejrzec najnowszego filmu Michaela Haneke, a o nim wlasnie bedzie mowa.  Zawsze pozniej mozesz dolaczyc swoja opinie. Haneke zaznaczyl swoja autorska obecnosc na minionej zerowej dekadzie filmami takimi jak The Piano Teacher i Hidden i tymi filmami chcialbym zajac sie w pozniejszym czasie.

Das weisse Band - Eine deutsche  Kindergeschichte  aka The White  Ribbon  aka Biala Wstazka  (kokarda?) to najnowsza propozycja Michela  Haneke. Film opowiada zdazenia w malej wiosce na polnocy Niemiec tuz przed wybuchem  Pierwszej Wojny Swiatowej. Oczami wiejskiego nauczyciela spogladamy jak swiat dziwetnasto wiecznego  feudalizmu  rozpada sie na drobne strzepy  poprzez  pryzmat wydarzen w wiosce (choc moze  najlepiej obrazuje  ten proces  scena scinania kapusty). Spokojna dotad wioseczka wstrzasnieta  jest  seria tajemniczych wypadkow przydazajacy sie to doktorowi, to synowi Barona, to niepelnosprawnemu dziecku. Wypadki nie sa dzielem przypadku  - sa dzielem ludzi, czlonkow bogobojnej prostestanckiej spoleczneosci. Mlody nauczyciel zaczyna bawic sie w domoroslego dedektywa     zaczyna  podejrzewac,  ze  jego mali uczniowie moga  byc  sprawcami  tych  niegodziwych czynow. Rezyser przedstawia wizje czasu, w ktorym rozpadaja sie zwiazki spoleczne i relacje w rodzinie. W dominujacej dotychczas harmonii pojawiaja  sie  rysy. Baron  zostaje oskarzony, o to,  ze z jego  winy  jedna z folwarcznych  robotnic ulega wypadkowi,  syn  przeciwstawia sie ojcu,  rygorystycznie  i  rytualistycznie wychowywane dzieci sprzeciwjaja sie woli swoich wielebnych rodzicow. Ale nie zdradajmy szczegolow fabuly....

W pierwszysch slowach narrator zasiewa w nas niepokoj –„”Nie wiem czy historia jaka opowiem  jest calkowicie prawdziwa, wiele zdarzen znam tylko ze slyszenia. Nawet po tylu latach duzo  w niej niescislosci  i wiele pytan pozostaje bez odpowiedzi. Mysle jednak,  ze powinienem  opowiedziec o tajemniczych wydarzeniach,  ktore mialy miejsce w naszej wiosce. Byc moze maja cos wspolnego z wydrzeniuami,  ktore byly udzialem tego kraju. Wszystko zaczelo sie od wypadku doktora-„

Widz  moze zatem spodziewac sie odpowiedzi na pytanie skad nasizm  i  jakie byly zrodla  Drugiej Wojny Swiatowej. Nic bardziej mylnego. Haneke  nie daje zadnej odpowiedzi.  Po obejrzeniu filmu  mozna dojsc do  (pochopnego) wniosku,  ze rozpad feudalizmu  i  rodziny sa  przyczna pozniejszych wydarzen.,  ze  rytualistyczne wychowanie oparte  na bacie i  nakazie  bezwzglednego  posluszenswa  wobec  rodzicow  (w warstwie spolecznej Baron pelni funkcje ojca rodziny jaka jest cala wioska)  i onanizm, maja cos wspolnego z tworzeniem pokolenia, ktore pozniej bedzie bezwzglednie eksterminowac  inne  nacje. Wniosek  taki wydaje sie dosc uproszczony  i po dojsciu do niego zaraz go porzucam. Wole skupic sie na doswiadczeniu kina w najlepszym wydaniu .

Kiedy inni zajmuja sie rozwijaniem techniki 3D,  Haneke kreci film czarnobialy, ktory doskonale oddaje nostalgie za minionym czasem wsi spokojnej, gdzie wszyscy  znaja  swoje miejsce  i sa szczesliwi z rola jaka wykonuja w spoleczenstwie (Haneke nie mogl sobie podarowac   nawet  polskich  pracownikow zarobkowych – ech dluga mamy tego tradycje).  Kolor jest nostalgiczny, ale wydarzenia  jakich  jestesmy swiadkami sa  juz mniej sentymentalne. Haneke  przyzwyczail mnie do dlugich statycznych  ujec,  w ktorych  pozornie nic sie nie dzieje, a  ktore  przesycone sa napieciem i emocjami  tak,  ze trudno sie od  nich oderwac, a pozniej zapomniec. Te ujecia daja widzowi cos w rodzjau teatralnego doswiadczenia- bycia w miejscu i czasie, gdzie to sie dzieje.                           

Pierwsza niepowtarzalna scena jest  ujecie  wiejskiego  pokoju, w ktorym polozona jest zmarla kobieta. Widzimy tylko brudne sciany, okno,  miske  na wode ,  emaliowany  dzban,  nogi zmarlej i meza,  ktory siada na lozku tak,  ze widzimy  tylko  jego plecy,  do tego slyszymy  natretne  muchy, ktore nie chca sie uciszyc. Ten moment staje sie przed naszymi oczami.

Kolejna scena to ujecie  przedstawiajace   fragment  gospodarstwa, wielka  stodole,  na ktorej tle widzimy kondukt zalobny, wszyscy odziani na czarno a caly obrazek zasniezony. Do korowodu  skladajacego  sie z dzieci zmarlego i najprawdopodoniej wujow i braci,  podchodzi  syn (marnotrawny), wita sie z trumna  ojca  i  potem z zebranymi zalobnikami,  nie wszyscy  jednak  chca  mu podac  reke,  dolacza do rodzenstwa  i  korowod  rusza. Scena trwa okolo 2 minut.

Kolejna scena prosto z desek , to moment  kiedy Baronowstwo wraca z wakacji . Kamera pokazuje tylko drzwi wejciowe , ludzi wnoszacych dzieci,  bagaze,  wiecej bagazy,   spozniony baron zbiega ze schodow, aby powitac  zone, sluzacy zamykaja polowe drzwi  i wloska  pokojowka wybiega, aby zawolac swojego podopiecznego.  Wszystko  geste i precyzyjnie wydyrygowane .

Byc moze popelniam blad patrzac na najnowszy film Hanekego  czysto estetycznie  i czerpiac z tego nieslychana przyjmenosc, a nie probuje doszukac  sie sugerowanej przez rezysera odpowiedzi na bardziej istotne hitoryczne kwestie,  ale jakos  nie potrafie inaczej, czuje ze film zostal przeideologizowany  po  samym filmie (choc moze przed – na pewno nie w trakcie). Jakakolwiek proba dodania do tego filmu ideologi, glebokiej psychologiczno-socjologicznej analizy zrodel pozniejszych wydarzen  zdaje sie byc  sztuczna  i  naciagana.  Jesli o to chodzilo Hanekemu, to  mu  sie wyjatkowo  nie  udalo.  Dla mnie pozostaje dobry  film o pewnym momencie  w czasie i przestrzeni, zamieszkaly przez wyrazistych  ciekawych i niebanalnych bohaterow (pozytywnych i nie) . Swietnie zagrany i wyrezyserowany, i z niepokojaca tajemnica w srodku. Czyli paczek .



Jesli chcesz doglebniejszej analizy tego filmu to popatrz na

 : http://doormouseetc.blogspot.com/search/label/The%20White%20Ribbon

Mam nadzieje, ze i  Ty wkrotce zobaczysz ten film. Ale blagam -  koniecznie, koniecznie na duzym ekranie, bo to daje jedyna gwarancje pelnego kinematycznego doswiadczenia.

 

Mar

PS. Snieg stopnial i Londyn dochodzi do siebie a ja wciaz odkladam na pozniej rzeczy jakie powinienem zrobic na tydzien temu.



sobota, 9 stycznia 2010

Trouble everyday

Trouble everyday Claire Denis.


Zupelnie nie wiem w jaki sposob chciales zestawic ze soba “Let the right one in”  i Trouble everyday. Pierwszy nawiazuje do wampiryzmu, a drugi do bestii wewnatrz czlowieka (stworzonej zreszta przy pomocy jakichs tajemniczych eksperymentow szalonych naukowcow), pierwszy jest o dziecinstwie (moze zahaczajacym o adolescencje), niewinnosci  a drugi o doroslej bestii, rozbuchanej bestii, seksualnosci karmiacej sie cialem   przypadkowych partnerow.
Trouble everyday zwraca uwage wizulana strona, niekoniecznie mowie tu o ubabranej pani (moglaby zalozyc sliniaczek), ciele zalanym lepka czerwona ciecza, wgryzniau sie w podbrzusze, czy obgryzania co bardziej wystajacych czesci twarzy, czy tez  krwistym Jacksonie  Pollocku na scianie, te sceny moglbym sobie podarowac, ale kilku innych juz nie - tak jak scena kiedy kamera zawisa nad karkiem pokojowki, ujecie przebieralni dla pracownic hotelu, sceny kiedy doktor  grany przez Vincenta Gallo spoglada na swoja niewinna kapiaca sie zone (Tricia Vessey) czy tez scen kiedy  drugi doktor  zmywa slady obiadu z ciala swojej ukochanej , jak rowniez ujecia  traw  uginajacej sie pod ciezarem lepkiej cieczy I zlowieszko poruszajacej sie okiennicy  . Kamera jest zmyslowa, rozgrzana sensualnocia I  seksualnoscia,  I momentami dzika fantazja bestii.   W jakis sposob te wszystkie ujecia przypominaly mi  ujecia Hanekego, krotsze I mniej wypelnione teatralna akcja, ale jednak.  Kamera spodglada, w chlodny sposob rejestruje   rzeczywistosc, nie znaczy to ze jest calkowicie mechniczna, gdyz raz po raz kierowana jest przez pozadania I pragnienia  bohaterow. Strona wizualna  dyszy nad karkiem  I bedzie mnie przesladowac jeszcze przed dluzszy czas. W filmie mamy- tajemniczy  eksperyment nad libido i chemia mozgu, ludzi zamienionych w bestie  dreczone kanibalistycznym glodem mocno powiazanym z seksem,czy tez seksualne pragnienia posiadania, zlanie sie z druga osoba jest potraktowane bardzo doslownie, niewinna panne mloda i udreczonego glownego bohatera (Gallo wyglada od samego poczatku filmu jakby mial zatwardzenie i dopiero w ostatniej scenie jego twarz rozpromienia sie usmiechem, a wiemy, ze to nie wrozy nic dobrego).
Historia w rownej mierze oparta jest na tym co pokazuje jak i na tym czego nie pokazuje. Czym dokladnie byly eksperymenty , czego poszukiwano i jaki byl ich powod?  Dlaczego czarny doctor nie zbudowal bardziej efektywnego wiezienia dla swojej zony? Z jakiej paki chlopcy zostali ogarnieci fascynacja wlamania sie do domu sasiada? Czemu blondynek nie pomogl swojemu kumplowi kiedy slyszal  rzezenie w sypialni? Kim byla kobieta, z ktora panna mloda rozmawia o swoim mezu?
„Trouble  everyday” to film przed ktorym sie wzdrygam, a jednak wciaz patrze na ekran.  Film  , ktorego obrazy beda siedziec gdzies w mojej podswiadomosci ale do ktorego nie bede chcial juz wracac. Claire Denis babrze sie w jednym z nawiekszych taboo ludzosci jakim jest kanibalizm, tego sie nie da ogladac bez odczucia obrzydzenia i fascynacji ,o ktorej wiesz ze jest niezdrowa. Jesli nie masz tego odczucia  to nie jestes juz czlowiekiem tylko bestia stworzona przez jakis nieudany eksperyment i czas wziac tabletke.
Mar

wtorek, 5 stycznia 2010

jeszcze raz o "Let the right.."


Tytułem małego dementi: wcale się nie uparłem, żeby to zjechać. Wprost przeciwnie, do oglądania zasiadłem w najlepszej wierze i z zaostrzonym apetytem, gdyż gdzie się nie ruszyć napotykałem same peany, łącznie z Twoimi. Doskonale też wiedziałem, jakiego typu filmu należy oczekiwać. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że wszyscy zachwyceni tym filmem wzięli intencje autorów za efekt końcowy, a w tym wypadku te elementy dzieli przepaść. Najlepszym dowodem na to jest trop związany ze starym Eli, który podsunąłeś. Tak go nazwałem, żeby uprościć opis. Jasne, że gdyby był jej biologicznym ojcem ergo wampirem, to by śmigał po drzewach, jak Chow Yun Fat w ,,Przyczajonym tygrysie..".Bzdura i jeszcze raz bzdura, że on podświadomie chce się dać złapać! Byłaby to najprostsza droga , by naprowadzić policję na trop Eli.Skończyć z sobą też nie chce ( nie potrafi?). Ugryziona kobieta chce z sobą skończyć. I kończy. On chce Eli dostarczać krwi, chociaż ona radzi sobie z tym milion razy lepiej. Na chuj jej pomocnik, dla którego niedościgłym wzorem zdaje się być ziomal z krainy Królowej Śniegu i Brzydkiego Kaczątka, Egon Olsen? Może po prostu chce się czuć potrzebny, ale to też się kupy nie trzyma, bo z taką fachowością naraża ją i siebie na duże ryzyko, a widza przy okazji na kompletne zażenowanie. A jeśli mówiąc jej, żeby nie zadawała się z Oskarem, jest po prostu zazdrosny, jak facet, który wie, że utracił miłość kobiety, bo właśnie znalazła sobie młodszego? Jeśli leżąc w szpitalu wie, że ona przyjdzie do niego , by zadać mu coup de grace, cios łaski, który jest JEDYNĄ formą uczucia, jakiej może jeszcze od niej oczekiwać? Co wtedy? Wtedy ocieramy się o wstrząsające kino i takie być może były właśnie intencje. Ale kiedy w takim momencie widzę gościa z połową mordy , którego nie dało się zidentyfikować ( pewnie dla tego, że gościa z połową mordy ani w bazach danych, ani w całej Skandynawii nie ma i nie będzie), to ja pierdolę takie wstrząsające kino. I do tego wszyscy ruszają się jak zombie wwalking dead movie z zerowym budżetem ( nie starczyło na żadną charakteryzację), a pan Alfredson ,, robi klimat " marszcząc freda ogniskową obiektywu co parę minut. Może cały ten film powinien być nieostry, to by dopiero zyskał na tajemniczości. Może się to wszystkim w koło podobać, dla mnie żaden przekonujący dramat w takim anturażu nie ma szans zaistnieć. Proste, jak Ikea. Nie kupuję tego badziewia , wolę pozostać nieczułym, wrednym wyjątkiem.
Simply

poniedziałek, 4 stycznia 2010

Deadseller

Oo, nie spodobała się Koledze pogodna, wiktoriańska opowiastka z delikatną, acz wyrażnie wyczuwalną  nutką campu? Cóż, przekonywał nie będę, bo co to da...Jak powiadają, ksiądz woli Kaśkę, organista Marynę. Zaś co się tyczy nie-sprzedawania-więcej-trupów -żywych-ni-martwychto może być Kolega pewny, że Mu Simply jeszcze niejednego KLĄKIELA pogoni. A do Szwedziaka jeszcze powrócimy.    

have a nice day ( night)

Simply

niedziela, 3 stycznia 2010

I sell the Dead (2008)



No tos mi trupa sprzedal. Poczulem sie jak harcerz przy ognisku ktoremu stary druch opowiada historie o zywych trupach i porywaczach cial. Zabawy w tym filmie co kot naplakal  elementy humorystyczne to  truposzczak szukajacy swojej nogi  i znalezienie ufoludka w trumnie. Wybacz moglem spedzic te 85 min w nieco inny sposob. Film przypominal w klimacie disnejowki film familijny z Dickensem w tle.  Rzezimieszkowie, gilotyna, uciete glowy, noz w czole, zywe trupy a wszystko to  rodem z objazdowego Zamku Strachu.
 Nie ubawil, historyjka moze raz lub dwa wywolala usmiech na twarzy, ale to tyle, zgrabna kostiumowa opowiastka o rzezimieszkach z niezla obsada charakterystycznych aktorow i wisielczy humor (tu  jarczmarczne wydanie). Ustalmy cos, nie przepadam za horrorami  i za zywymi trupami, film musi miec w sobie jeszcze cos  zeby mnie wciagnac.   Tak sie wkurzylem ze musialem od razu wlaczyc “The Shaun of the dead “ zeby  nie uznac wieczoru za zmarnowany. Zarzuc sobie ten film I zobaczysz komedie z zywymi trupami.  And  don’t sell me the Dead anymore
Mar
Shaunofthedead

Re :Let the Right One in

Lina Leandersson in 'Let the Right One In'.
Czesc.
Co do – Let the right one in- wydaje mi sie ze  uparles  sie zjechac totalnie ten film  I musze powiedziec ze Ci sie udalo . Jesli popatrzec nan z Twojej perspektywy film ma w sobie wiele niescislosci. Zgoda. Tak  , ludzie w filmie poruszaja sie jak muchy w smole, ale to wlasnie zwolnienie  tempa zwrocilo moja uwage i przyciagnielo do ekranu.  Ponure osiedle blokow , wieczna noc , chlod ktory przenika nawet miedzyludzkie relacje  nagle wydaly mi sie odswiezajace.. Tak, koles ktorego nazwales ojcem wampirzycy nie mogl sobie znalezc gorszych miejsc na pobor krwi ale czy nie pomyslales ze to wcale nie jest ojciec ( tym bardziej ze to sugerowaloby ze on tez musi byc kims w rodzaju wampira) a jest raczej starsza wersja Oskara, kolesiem ktorego Eli poznalaa jako chlopca, wiele wiele  lat wczesniej , a ktory teraz ma dosc tego co robi. Ten koles sie sypie, a  dodatkowo jego realacja z Eli zakrawa o pedofilie. Wiec moze robi to specjalnie zeby zostac zlapany? Faktycznie policji w tym filmie nie widac  ale byc moze to skandynawska specifika. W  “the Class” finskim filmie o przesladowaniu w szkole (zreszta dla sportu wart zobaczenia) chlopcy wchodza z bronia do szkoly , robia rzeznie przez jakies pietnascie minut zanim slyszymy syreny policyjne. Byc moze kreca sie tam policjanci tacy jak Wallander, czyli ludzcy przytloczeni  swoimi prywatnymi sprawami , z dziura w skarpecie  i zepsutym samochodem a  nie gliniarze z LA szybcy zwarci igotowii.( A propos Wallandera – to ciekawa postac szwedzkiego dedektywa z serialu  pod tym saym tutulem)  Te rzeczy ktore uznajesz za wady , ostry stateczny pierwszy plan I nieostry drugi gdzie ktos sie porusza tworza dla mnie klimat.   To film nie tylko o wampirzycy  ( swietne nawiazanie do mitologi zwiazanej z wampirami  czyli ze nie moze wejsc do twojego domu bez zaproszenia)  ale I o dojzewaniu o pierwszym zauroczeniu  I  poszukiwaniu przyjazni. Pewnie Oskar mogl lepiej trafic , biorac pod uwage kim stanie sie w przyszlosci ale wybral wlasnie Eli , mala dziewczynke  tak  samo samotna jak on. W kazdym razie -zawsze trzeby pamietac  to Let The Right One In.   

Mar


Zombi link

Moze Cie Simply zainteresuje krotki filmowy esej o zombi (hm jaka jest liczba mnoga).
http://www.movingimagesource.us/articles/zombie-101-20091028
a ja zabieram sie za ogladanie - I sell the dead - ktory mi poleciles ponoc jako rozrywke, pozdrawiam Mar

sobota, 2 stycznia 2010

re : The Pledge i Oldboy Edyp

Witaj
Nie jestem co do tego przekonany. Porównajmy naszego gliniarza do króla Edypa. Łączy ich to, że obaj poszukują prawdy. Dla Edypa dotarcie do prawdy jest przyczyną jego klęski. Spełnienie =upadek. Dla mnie tragedia, to przede wszystkim fatum, które biorąc w pewnym momencie górę zmusza bohatera do skazania się na cierpienie i pozostanie do końca już w stanie upadku. To spotyka Edypa, a z wymienionych  filmów najbardziej pasuje mi tu ,,Oldboy". Tam koleś przez kilkanaście lat żyje w stanie permanentnej żądzy odwetu, by w ciągu paru sekund zostać wpędzonym w takie poczucie winy, że natychmiast musi sobie odciąć język, bo tylko tak może przywrócić ład i harmonię świata. Edyp oślepiając się i skazując na wygnanie wie, że jego cierpienie jest gwarancją tej harmonii i ładu. A gliniarza z,,Pledge" niszczy nie odkrycie prawdy, lecz to, że został jedynym jej posiadaczem. Ale przez to stał się jedynym który wie, że morderca już więcej nie uderzy. Ze zło zostało unicestwione. I to w zasadzie dzięki niemu, nawet wliczając w to przypadek. Ale on nie czerpie z tego faktu wewnętrznej siły, brak potwierdzenia (mówiąc delikatnie) ze strony ogółu rozwala go kompletnie. Gdyby przyjął to ze spokojem ( w końcu jego bliskim nic już nie grozi, nie ważne, że o tym nie wiedzą), byłby może tragiczny. A siedząc po latach z flachą na przyzbie nawalony już przed południem jest na pewno godzien litości, niemniej groteskowy , jak sam skurwysyn.
Rzecz w tym, że gość, który wykonał tak niebywale koronkową akcję, nagle rzucił ręcznik na liny i już tak został. Dla niego nieobecność mordercy o umówionej porze była szokiem absolutnym, to było wbrew logice, on nie uwierzył w to. Bo wiedział, że nie popełnił ŻADNEGO błędu. I tego, ochłonąwszy po porażce, powinien się był trzymać. Informacje zbierać potrafił, i wiedział co z nimi robić. W końcu na takim zadupiu w tym samym momencie nie było kilkudziesięciu wypadków na krzyż. Analizując dane z tego dnia musiałby zwrócić na to uwagę. Ustalenie tożsamości ofiary i zbadanie jej  życiorysu było w zasięgu jego możliwości. Jakiś dowód na pewno by znalazł, choćby jedną potwierdzoną jego obecność w którymś z miejsc poprzednich zbrodni z przed lat . I to by wystarczyło, te miejsca były dość odległe, jak pamiętam. Nie chodzi o to, że gliniarz się rozsypał, każdy na jego miejscu by się w pierwszej chwili rozsypał, ale że się nie pozbierał wiedząc, że to nie koniec śledztwa. To, że zignorował swoje pierwsze odczucie: brak logiki w tym wszystkim. Być może pogrążając się w samobiczowaniu nawet zapomniał, że to go w pierwszej chwili najsilniej uderzyło. On przestał w ogóle myśleć. Dociekanie, gdzie popełnił błąd ( czyli w jego wydaniu arbitralna redukcja podejrzanych do jednej osoby - i to niewinnej) to przejaw jakiejś nerwicy natręctw, a nie myślenia. I to się już dalej samo nakręcało. Groteskowy, to nie tyle zabawny, co kompletnie zdysharmonizowany. Podtrzymuję.

Simply

The Pledge

Czesc
Najprawdopodobniej nigdy nie zrozumiem Twojej fascynacji  filmem  “Into the wild”  (ktory nie wciagnal mnie nic a nic i po obejrzeniu 30min dalem mu spokoj), ale ciesze sie, ze podzielasz podobna opinie co do “Obietnicy”.  Moj przyjaciel pokazal mi ten film chcac przeprowadzic eksperyment, jego zdaniem film ma cos nie tak z obrazem i oddzialywuje na widza w ten sposob, ze zwalnia czas , wszystko dziej sie sie w zwolnionym tempie.  Taka percepcja zostaje ci jeszcze na chwile po obejrzeniu. I musze powiedziec, ze tak wlasnie mialem kiedy ogladalem pierwszy raz , za drugim razem ten efekt byl znaczie slabszy.
Co do “Obietnicy” i groteski  to wciaz  upieralbym sie, ze to bardziej tragedia niz groteska. W dodatku typowo grecka tragedia, dzialanie bohaterow nie ma zadnego znaczenia w obliczu fatum, sil wyzszych . Bohaterowie sa tylko marionetkami w rekach  u Grekow -   bogow , w tym wypadku - zwyklego przypadku.   Glowny  bohater zrobil wszystko zeby spelnic obietnice dana rodzicom zabitej dziewczynki,  ze pojmie morderce,  a jednak jego wysilki spelzly na niczym  w wyniku zbiegu okolicznosci (chyba trzeba tu wspomniec ze scena skladania obietnicy na farmie indykow to jedna z piekniejszych scen jakie widzialem w kinie).  Rezyser zamiast dawania wyjasnienia dlaczego ? pokazuje w filmie  jak to sie stalo  ze scena rozpoczynajaca film i scena koncowa pokazuja oszalalego kolesia, ktory gada do siebie przed rozwalajaca  sie stacja benzynowa  i  jest pijany przed poludniem,  jak to ujales. Rezyser pokazuje proces jak nasz bohater sklada (wymuszona) oboietnice i  jej spelnieniu podporzadkowuje swoje zycie.  Planuje jak pojmac jezozwierzowego morderce i  juz ma jego obietnica sie spelnic, a tu figa - los ma inne plany. Jego psychika siada w miejscu zasadzki, nie jest w stanie pojac jak perfekcyjny plan mogl zawiesc, jak to sie stalo, ze nie stalo sie to co powinno .  Paradoks – perfekcyjny plan okazuje sie nie taki perfekcyjny. Jego rozwalnie jest wlasnie wynikiem tego paradoksu.  Jestesmy w stanie pojac tylko tyle ile jestesmy,  wiecej juz nie .
mar

piątek, 1 stycznia 2010

Co do listy i The Pledge



Twoją listę przepatrzyłem, parę rzeczy sobie zaordynuję: Tideland i Shaun of Dead na pewno. Intryguje mnie ten Hurt Locker, bo lubię filmy pani Bigelow ( kobieta z biglem). Zrobiła Strange Days ( Ralph Finnes&Angela Basset, taka cyber-dystopia z fajnym soundtrackiem, mogłeś to widzieć) i Near Dark - melanż wampirycznego horroru ze współczesnym westernem, z lat 80-tych. A Almodovara...jakoś nie lubię. Zaś w 100% zgadzam się co do ,, the Pledge " Seana Penna. Jest to ekranizacja opowiadania szwajcarskiego dramaturga Friedricha Durrenmatta( nad u ma być umlaut, ale chuj wi, jak go zrobić), bodajże trzecia. Za to pierwsza wierna. W poprzednich doklejano happy end: seryjny nie ginął w wypadku, przychodził na umówione miejsce, gliniarz go zabijał, dziewczynka wychodziła z opresji bez szwanku, matka opierdalała gliniarza za zrobienie z dziecka przynęty, a z niej wała, potem się godzili i żyli długo i szczęka. Czyli telewizyjna, sfilcowana sensacja z tych, co to TVP zapuszcza w środku tygodnia po dzienniku, by oglądacze telenowel dostali należną im abonamentowo porcję SRILERA.. I pięknie, tylko że wtedy cała historia przestaje mieć JAKIKOLWIEK sens... Historia będąca chyba najlepszym antykryminałem wszechczasów. Oparta na tak dziecinnie prostym pomyśle, który przecież za jednym zamachem wysyła wielotomowe dysertacje egzystencjalistów wszelkiej maści psu w dupę. Mówisz,,tragedia" -  pewnie tak, przy tym ostatnim ujęciu Nicholsona, jak w pełnym słońcu siedzi najebany na progu swojej kompletnie już zapuszczonej stacji benzynowej i nawija sam do siebie - co, jak co, ale do śmiechu mi nie było, choć trudno sobie wyobrazić położenie bardziej groteskowe. A co najważniejsze, już tym filmem Sean Penn pokazał, że jest reżyserem z krwi i kości, a nie kolejnym aktorem wymieniającym się pozycją z kamerą. Choć dla mnie jego dotychczasowe opus magnum to ,,Into the Wild", na moim Top Ten mijającej dekady absolutny pewniak. Dobra, na razie tyle . Druga część, a propos,, Zabójstwa Jesse Jamesa..." będzie o westernach, tych nowych.                                                                                                                                                                                                     Till next time

Simply

Let the right one out



Właśnie skończyłem oglądać rekomendowane przez Ciebie ,,Let the right one in". Nie wiem, Mar, czy Ty mnie wkręcałeś z tym dziełem, czy Tobie się to faktycznie podobało. Film bez kwanta energii, pewnie w zamierzeniu . Rozlazłe toto, wszyscy ludzie poruszają się jak muchy w kisielu ( jeśli oczywiście nie tkwią w bezruchu), kamera statyczna nad wyraz, a kadry na ogół nijakie, pełno jakichś zbliżeń, półzbliżeń pod muzykę typu,, dziecko z HIV-em opiekuje się matką umierającą na chorobę popromienną w Auschwitz-Birkenau ", a w ogóle akcja dzieje się w latach 70-tych i co z tego ma niby dla tej historii wynikać? Może to jest na faktach? Facet zawziął się w co drugiej scenie na kombinowanie z głębią ostrości , ale cały czas ogrywa jeden i ten sam prostacki patent z ostrym i statycznym pierwszym planem i nieostrym drugim, gdzie ktoś się porusza. Pewnie w ramach kreowania ,, dusznej i klaustrofobicznej atmosfery" , przez to jednak do licznych niedostatków tego filmu doszło jeszcze wkurwiające zmanierowanie. Gówniarze grają żle, zwłaszcza mali prześladowcy ; najlepszy był ten blondynek, co bił Oskara witką i za każdym ciosem o mało nie wybuchał płaczem. Ten co zaliczył w ucho był mniej więcej tak grożny, jak nieodłączny gil w nosie Oskara i tak charyzmatyczny, jak on sam. Samego Oskara przy najlepszych chęciach nie idzie polubić, ani mu współczuć, bo jest nijakim, ciotowatym , sflegmatyczniałym trollem bez właściwości. Mała wampirzyczka już jest ciekawsza. Ma rzeczywiście w twarzy coś starczego i ja wiem?... takiego mezopotamsko - nielegalno-imigranckiego. Niezłe sobie wybrała miejsce na pastwisko, tę Szwecję. Każdy chodzi zmulony, jakby go wszystko równo waliło, zero policji, można bez ryzyka atakować w miejscach publicznych, a do tego panuje  noc przez większość doby. Ale moim faworytem tego filmu był jej stary. Ponurak o twarzy naznaczonej  tragicznym ( bynajmniej nie groteskowym ) piętnem, wyznający zasadę, że w odludnych miejscach i bez świadków mordują tylko frajerzy. Park miejski pięknie oświetlony, a i zmierzch jeszcze nie zapadł, ludzie z psami chodzą w tę i we wtę, autobusy śmigają nieopodal, a tata centralnie pod latarnią na otwartej przestrzeni oprawia kolesia.  Nie, że gazrurką w łeb i długa - tu się cała operacja szykuje. A jak musiał spierdalać, bo ktoś się pojawił z pudlem, to miał taką minę, jakby odkryto jego najsekretniejsze azylum. Potem jest jeszcze lepiej. W szatni zostaje wyczajony jeszcze zanim pozbawił swą ofiarę przytomności.Pewnie się z kolesiem założył -kto przegra, idzie wisieć - i koleś przegrał. Tym razem, nauczony przykrym doświadczeniem tak sobie akcję zaplanował, żeby w razie czego nie było nawet gdzie i jak spierdolić. Oblewa sobie więc twarz kwasem ( nie widzimy tego dokładnie). Potem słyszymy komunikat z radia, że policja ujęła mordercę, ale nie mogą ustalić jego tożsamości, bo ma zniekształconą twarz. A jak wampirzyczka wchodzi do niego przez okno, to okazuje się,że ma symetrycznie pół ryja zdarte, a pół normalne. Podobnego debilstwa na prawdę dawno nie widziałem. Chyba, że to miała być czarna komedia, jeśli tak, to czemu nie pojechali w ten deseń do końca? No dobra, może łyżeczka miodu jakoś się zmieści do tej cysterny dziegciu. Bardzo dobra, kapitalnie skadrowana i zmontowana scena ataku kotów. I to ujęcie szerokiego planu, jak dwóch facetów mocuje się przez oszklone drzwi, a kobieta w głębi prawej części kadru miota się tyłem do kamery oblepiona kotami. Piękny, surrealistyczny obrazek. Scena w basenie też całkiem przyzwoita, z pomysłem. I chyba tyle tego miodku... Ale i tak, mimo tego wszystkiego sto razy lepsze, niż ,,Twilight" - tego kału nie broni nic: najgłupszy, najnudniejszy i najbardziej sztuczny film zeszłego roku. W ogóle cały ten trynd z miłością i wampirami zdaje mi się mocno podejrzany. Jedyna rzecz godna uwagi z podobnego stuffu, to wg. mnie ,,Trouble every day" reż. Claire Denis, Francja 2001. W odróżnieniu od reszty, to jest zagrane na medal, autentycznie nastrojowe i zmysłowe, jak wszyscy diabli. A teraz , żeby  odreagować odpalę sobie jakąś klimatyczną , włoską rzeżnię z lat 70-tych. Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku, oby był dużo lepszy.

Simply


lista

Czesc 
 Zeby nie bylo ze nic nie robilem przez cale swieta. Sporzadzilem liste filmow ostaniej  dekady , ktore w ten lub inny sposob zwrocily moja uwage. Filmy wymieniam w totalnie przypadkowy sposob, tak jak przychodzily mi do glowy. Ciekawy jestem Twojej opinii na ten temat, mam nadzieje ze ta lista posluzy Ci za punkt wyjscia albo oparcia jak wolisz, i dorzucisz cos albo odejmiesz.




Tideland  ( 2005) – Terry Gilliam –

Moon  (2009) -  Duncan  Jones

Los abrazos rotos (2009) Broken Embraces  -  Pedro Almodovar  

Volver  (2006) pedro almodovar

Låt den rätte komma in (2008)  Let  the right one  in - Thomas Alfredson  -

In  Bruges  (2008) -  Martin Mac Donagh

The Pledge (2001) Sean Penn

No country for old man (2007)  - Coen Brothers

 La Pianiste  (2001) The Piano Teacher  - Michael Haneke

La Cache  - Hidden  ( 2005)


Funny Games U.S.       (2007)                    Funny Games   (1997)  
  
Orphanage (2007)             Juan Antonio Bayona

There Will Be Blood (2007)              Paul Thomas Anderson




El laberinto del fauno (2006)        Pan’s Labyrinth    Guillermo del 

Mulholland Dr.  (2001)  David Lynch


 Oldboy (2003)    Old boy               Chan-wook Park

Zatôichi (2003)            Takeshi Kitano

Cidade de Deus  (2002)  City of Good    Fernando Meirelles ,Kátia Lund (co-director)






Fa yeung nin wa (2000)    In the mood for love     
     
Wo hu cang long (2000) Crouching tiger hidden dragon  Ang Lee 

  

 Rok dábla     Rok diabla (2002)        Peter Zelenka
 The Hurt Locker  (2008)   Kathryn Bigelow         

Animowane
WALL·E  (2008)       Andrew Stanton     Sceny do  momentu kiedy pojawiaja sie ludzie.  
Up (2009)  -  pierwsze 10min


Sen to Chihiro no kamikakushi (2001)     Spirited away


Nie widzialem

Grizzly Man (2005)      Werner Herzog              
    
    
Vals Im Bashir (2008)                                                         
De battre mon coeur s'est arrêté (2005)     The bit that my heart skipped       Jacques Audiard